27.08.2014

O porodzie po mojemu


Dziś będzie o przygodzie, w której było mi grać pierwsze skrzypce. Wspomnę o ciężarnej kotce oraz o przyjściu na świat słodkich maluszków. Jak tak naprawdę wygląda koci poród? Powiem wam, że czytając o tym w Internecie nie odczuwa się większego zainteresowania, ale przeżyć to na prawdę, to dopiero heca!

Byliście kiedyś światkami kociego porodu? Ja się przyznam, że całe to zjawisko obserwowałam bacznie po raz pierwszy. I choć kotka ta rodziła wielokrotnie, po raz pierwszy udało mi się ujrzeć na własne oczy ten niezwykły proces!

Zostałam ciocią. Kocią ciocią. Tak, osiem tygodni czekania i mogę z ręką na sercu powiedzieć, że warto było. Wczoraj, w godzinach nocnych moja kotka (Lula), która normalnie mieszka na dworze, urodziła. W ostatnim momencie udało mi się ją zaciągnąć do piwnicy (tak, musiałam poświęcić przekąskę Pusi dla dobra sprawy) - inaczej okociła by się w lesie tak, jak ostatnio. Gdy szukałam jej wygodnego legowiska zauważyłam, że kotka znalazła już swoje lokum. Stare pudełko z siankiem, w którym mieszkał niegdyś mój królik zanim zapuszkował się w klatce (Kubusiu, jeśli to czytasz to pozdrawiam!). Lula już po paru minutach dostała ostrych skurczów, a pierwszy maluch pojawił się o dwudziestej pierwszej (czyli sporo czasu minęło od momentu znalezienia się w piwnicy - tak czy siak stwierdzam, że wybrałam idealną chwilę). Reszta rodziła się co półtora godziny. Takim sposobem moje małe, kocie stadko stało się sporą gromadką pięciu kociaków (trzech biało-czarnych i dwóch w kolorze burym). W sumie to kotów teraz mam jedenaście (licząc z maluchami). Sporo? Owszem, ale to cudowne uczucie. Jak wiecie, nie mogę teraz dotykać kociaków. Powód? Ich mamusia może wyczuć cudzy zapach i w najlepszym wypadku je porzucić. Pewnie pytacie się, dlatego w najlepszym otóż. Może je także pozbawić życia, bo pomyśli, że ktoś podrzucił jej dzieci. Po drugie może mnie także zaatakować choć wątpię. Gdy jest w gniazdku, jest nerwowa, ale po za nim uwielbia się pieścić. Jak na świeżo upieczoną mamę uwielbia się bawić :)

Byliście kiedyś świadkami kociego porodu? Cud narodzin to najpiękniejsza rzecz, którą człowiek jest w stanie zaobserwować. Życzę sobie, by kociaki dorastały w miłości, w zabawie i radości. 

6 komentarzy:

  1. Gratuluję świeżo upieczonej mamie i cioci! :D Nigdy nie byłam świadkiem kociego porodu - u mnie zawsze były koty, a nie kotki, ale to pewnie duże przeżycie dla właścicieli :)

    http://dzikie-anioly.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wyobrażam sobie, że moja kotka mogłaby zostać mamą. Nie potrafi o siebie zadbać, a co dopiero o swoje młode :)) Ale może wina leży po mojej stronie, w końcu kota domowego zawsze się rozpieszcza... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pusia też była domową kotką, a w roli mamy się odnalazła. Tu nie chodzi o to, czy rozpieszczasz kota czy nie. To mają zakodowane: dbają o maleństwa, chronią je i opiekują się nimi. Nie potrzebują żadnych kursów i szkół tak, jak jest u ludzi :) U nich przychodzi to samo.

      Usuń
  3. Gratuluję świeżo upieczonym

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja kotka pierwszy raz okociła się w moim pokoju i już tego samego dnia pozwoliła mi ich dotknąć. Nie opuściła nich. Nigdy nie opuściła dzieci przez to, że je dotykałam, a była w ciąży już kilka razy i za każdym razem głaskałam maluszków. To chyba zależy od kotki, ale moja jest dosyć ufna ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja już naprawdę nie wiem. Moja kotka jest również bardzo ufna, ale wolę dmuchać na zimne i dotykać maluchy dopiero po dwóch tygodniach :)

      Usuń

© Agata | WS.