Pusia

Jestem Pusia. Nie zdradzę ci mojego wieku z wielu względów. Po pierwsze najzwyczajniej w świecie mi nie wypada, a po drugie ciężko go określić. Do mojego aktualnego domu trafiłam sześć lat temu (jak mówiłam wcześniej, z trudem przypominam sobie dokładną datę). Błąkałam się po parkingu dla pracowników, gdzie swoim samochodem stała pani mama. Sympatyczna kobieta od razu wpadła mi w oko, więc chodziłam za nią w te i we wte przez kilka dni. Później zniknęłam. Doszły mnie słuchy, że pani mama o mnie wypytywała. Następnego dnia pojawiłam się znowu na parkingu, a że słoneczko ochoczo zachęcało do leniuchowania, wylegiwałam się na gazetach w pobliskim kiosku. Kobieta po krótkim wywiadzie ze sprzedawcą dowiedziała się, że nie mam domu. Czym prędzej wyciągnęła telefon i zadzwoniła do pana taty. Ten nie był zbyt chętny na to, by brać pod dach kolejnego kota, lecz po kilku tupnięciach nóżką ze strony żony - zgodził się. I tak to się wszystko zaczęło. Z moją pancią, jej mamą oraz tatą żyję sobie w symbiozie. Chorowałam, przeszłam operację usunięcia macicy ze względu na jej zły stan, lecz jakoś się trzymam. 

Mówią, że nie wyglądam na dziesięć lat, a jednak prawdopodobnie tyle mam. Gdyby nie dobroduszność moich właścicieli, nie chciałabym wiedzieć co bym w tej chwili robiła. Jestem rozpieszczana, a do tego zachowuję się niczym księżniczka. Mam swoje humorki i zdarza mi się pokazać pazurki, lecz kocham swoją rodzinkę nad życie. Jeśli masz do mnie pytanie, śmiało zadaj je w komentarzu!

1 komentarz:

© Agata | WS.